Tradycyjna jesienna plucha.




Na zewnątrz panuje tradycyjna jesienna plucha, a wewnątrz ogarniająca mnie depresja gangstera. Może trochę mniejsza niż ta rozbójnicza, bo nikogo nie ukatrupiłem i nie mam takiego zamiaru. Bowiem pokojowo nastawiony jestem do świata i ludzi, jak York grzecznie ulizany, lub inny kundel, chociaż są co najmniej dwie osoby, którym nawet dzisiaj chętnie ryja bym obił. Za stare sprawy, bo życiowy niedosyt pozostaje, gdy człowiek nie zrobił kiedyś tego, lecz wie,  że powinien. Ale nie ma co się roztkliwiać nad starymi dziejami, skoro jutro nowe wyzwania czekają. Batalia o przetrwanie w jesiennej słocie i błocie, pełnym kolorowych liści, igliwia i śmieci oraz odcisków butów wszelakich, pozostawionych przez nieuważnych ludzi.

Teraz mam dylemat innego rodzaju. Być może dla niektórych ludzi banalny, lecz dla mnie niesłychanie frasobliwy. Zastanawiam się nad treścią bloga, a dokładnie nad tym, czy pisanie o tym, o czym chcę pisać ma sens? Dowiedziałem się niedawno, że blog o takiej tematyce nazywa się blogiem lifestyl’owym. Piszesz o sobie, o swoich spostrzeżeniach, albo pochłaniającej cię pasji, jeśli chcesz się nią z innymi dzielić, lub o tym, że zjadłeś hamburgera na mieście płacąc za niego 10 zeta, albo byłeś w kinie na nudnym, bądź poruszającym filmie. Takie tam pierdy o życiu. W końcu nie ważne jest to, o czym mówimy lub piszemy, tylko to, w jaki sposób się wyrażamy. Czy przynudzamy okrutnie, piszemy rzeczowo, rozwodzimy się naukowo, czy swoim słowem porywamy tłumy. 

Takie smętne przemyślenia, to  z pewnością efekt ponurej, jesiennej aury. Bo jedni ludzie podczas takiej pogody, zaczynają więcej pić, inni bardziej się zamartwiać, a jeszcze inni, gdy dopadną ich problemy w tak podłym okresie - wieszają się, trują, albo skaczą z dachu. A ja jak zwykle rozmyślam, bo skoczyć zawsze zdążę. Nie ma co być aż tak wyrywnym! Ale źle jest również, gdy człowiek uzmysłowi sobie, że już nie nadąża za technologicznym rozwojem. Za światem, a niby nie jest jeszcze zbyt stary. Nie ogarnia nawet tak przyziemnych kwestii jak zainstalowanie Messengera w telefonie. Dlatego moja dzisiejsza próba instalacji komunikatora była żałosna. Zakończyła się odpaleniem jakiegoś badziewia, które w ciągu kilkunastu minut wysłało na telefon około 100 smsów, zanim Syn zablokował numer namiętnie wysyłający informacje! Nie było w nich żadnej mowy o chrobotaniu, czy robieniu lodów. Co to, to nie. Nic z tych spraw. Ja naprawdę chciałem tylko zainstalować Messengera. 

I o czym tu pisać? Że jestem do niczego? Czy o tym jak dzielnie wzbraniałem się przed tym, by nie pierdzielnąć telefonem w ścianę? W końcu, co to biedne urządzenie jest temu winne, że trafiło w łapy starego tetryka? Miało pecha, lecz żeby je z tego powodu unicestwiać?  

I ten blog lifesty’lowy - muszę to rozgryźć. Wiem jak się wypromować, lecz to nie jest moim celem. Może troszeczkę próżności jest we mnie jak w każdym, nic więcej. Promowanie siebie jest proste. Po prostu wmawiasz naiwnym, wolno myślącym ludziom, że wiesz wszystko na temat tego, co mogłoby ich uzdrowić, zadowolić, a nawet uszczęśliwić. Przekonujesz ich na przykład o tym, że gibanie się jest najfajniejszą sprawą na świecie, a kto się nie giba jak pierniczony rezus, jest do niczego. Bo gibanie się, to odnalezienie siebie, znalezienie sensu życia, to starożytna filozofia, lub najnowsze odkrycie wszechstronnych zalet gibania. Na koniec przekonujesz ich o swojej zajebistości. Uzyskujesz w krótkim czasie minimum 20.000 lajków na fejsie, tysiące obserwatorów na Twitterze oraz Instagramie i jesteś znany. Przynajmniej do momentu, w którym zaczną cię ignorować, ponieważ znajdą sobie innego pseudo idola, zdolnego uśmierzyć ich kompleksy zamiast ciebie. Ja tego nie potrafię, nie pragnę, lecz chciałbym opowiadać i może się tego nauczę…
OLDBOY65

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja nieuchronna przeprowadzka nastąpiła.

Kiedyś musiałem zabrać za to! Spakować swój majdan i przenieść się gdzie indziej. Miejsce na serwerze oraz domenę, już dawno miałem wyku...