Kler w oczach Wojciecha!
Byłem. Ale nie to warte jest odnotowania, lecz to, że po raz pierwszy
w życiu poszedłem na premierę. Bowiem unikam premier jak diabeł święconej wody, wernisaży i tym podobnych
sytuacji również. To nie dla mnie. Tłum podnieconej publiki. Popcornowcy z olbrzymimi
kartonami, pełnymi napęczniałej kukurydzy i nieodłączna Coca Cola. Pół litra? Za
mało! Litr, a najlepiej dwa litry, żeby się w ciągu dwugodzinnego seansu nie
odwodnić! Emocje! Do dzisiaj pamiętam jak nieopatrznie wiele lat temu poszedłem
do kina w weekend. W godzinach, w których ludność odwiedzająca centra handlowe
jest najaktywniejsza. I do dzisiaj pamiętam to okropne skrobanie dna
kartonowego pudła w poszukiwaniu resztek popcornu! Ale nie powinienem narzekać,
bowiem dzięki temu z seansu w formacie 2D, miałem co najmniej 3D, albo 4D do
kwadratu wliczając w to moje wk…nie ! Skrobanie oczywiście zbiegło się z
napięciem panującym na sali, a związanym z napięciem panującym na ekranie. Cicho
jak makiem zasiał! I to cholerne skrobanie. Nie pamiętam filmu, nie pamiętam z
kim na nim byłem, ale przetaczające się kulki ziaren popcornu i chrobotanie
łapy skrobiącej dno kartonowego pudła, siedzącego obok mnie typa, będę pamiętał
do końca życia. Może więc warto chodzić do kina w weekendy?
Nie wiem po co ludzie poszli do kina na „Kler”. Nawet się nad
tym nie zastanawiam. Podejrzewam, że jedni poszli z ciekawości, inni chcieli ujrzeć
jak reżyser Smarzowski na ekranie klechom dowalił, zmieszał ich z błotem,
sponiewierał, a jeszcze inni…. Może tak jak ja, chcieli zobaczyć ciekawy film?
Bo pan Wojciech Smarzowski dobre filmy kręci. Uwielbiam „Wesele” Klimat tego
filmu jest taki, że po kilku minutach miałem wrażenie jakbym był w wiejskiej
świetlicy pośród bohaterów filmu. Szkoda tylko, że nikt wódki nie polewał!
Wspaniały obraz. Czułem się jakbym był wśród swoich. Kiedy rozmawiałem ze
znajomym o „Weselu”. Stwierdził on, że film jest obrzydliwy. Na co
odpowiedziałem ze zdziwieniem, że przecież tacy jesteśmy. Możemy się tego
wstydzić lub nie, ale tacy jesteśmy.
Natomiast Kler nieco mnie rozczarował. Nie dlatego, że
reżyser nie stanął na wysokości zadania. Bowiem stworzył klimat obrazu jaki
potrafią zrobić tylko wysokiej klasy artyści. Gra aktorska? Ba! Jacek Braciak
grający rolę księdza Leszka Lisowskiego był rewelacyjny, Arkadiusz Jakubik –
jak zwykle wspaniały. Robert Więckiewicz – nieźle, a Janusz Gajos – poprawnie.
Moim zdaniem w tej roli nie mógł się zbytnio wykazać. Natomiast Joanna Kulig –
mnie się strasznie podobała. Może rola niewielka, lecz istotna i świetnie
zagrana.
Jednym słowem polecam ten film. Tylko nie porównujcie swojej
wiedzy opartej na wiadomościach oficjalnych, osobistych kontaktach z duchownymi
oraz informacjami szeptanymi o naszym klerze, z obrazem przedstawionym w tym
filmie. Ja odniosłem wrażenie, że film był jednostronny i po wyjściu z kina
zadałem Żonie jedno pytanie: Czy chciałabyś, żeby Twoją grupę zawodową Wojciech
Smarzowski przedstawił w ten sam sposób? I w odpowiedzi usłyszałem zdecydowane:
NIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz