Siedem uczuć – mój powrót do przeszłości.


Zostałem wciągnięty w zasadzkę idąc na ten film. Wiem, że nie celowo, tylko nieświadomie. Jak to się mówi - stało się! Ktoś, kiedyś zrobił pułapkę na dzikiego zwierza. Przez lata nigdy nic do niej nie wpadło. Zniechęcony bezowocnym polowaniem myśliwy, przestał zaglądać w to miejsce, aż w końcu ja się w niej przypadkiem znalazłem. Tak bym określił tą sytuację. Może gdybym wiedział, o czym jest film, nie poszedłbym do kina? Nie znałem fabuły, gdyż recenzji polskich produkcji, przed pójściem do kina, nie czytam od dawna, ponieważ wiele z nich rozmija się z tym, co później widzę na ekranie. Teraz też tak było – przynajmniej w jednym przypadku, bo jakiś pożal się Boże krytyk, czy recenzent filmowy napisał o „7 uczuciach”, że film jest komedią! A wcale do śmiechu, nie tylko mnie, nie było. Co nie znaczy, że nie znalazło się kilka scenek, wzbudzających uśmiech na twarzy. Były, ale czy z tego powodu można określać film komedią?
Od „Siedmiu uczuć” nie oczekiwałem, że będzie kontynuacją „Dnia świra” i nie doszukiwałem się tego. To w zasadzie było nieodczuwalne, bo gdyby zmienić imię i nazwisko głównego bohatera, nikt oprócz znawców kina i twórczości Marka Koterskiego, by się tego nie domyślił.

…”twórca zafundował swoim bohaterom terapię szokową. Dzięki niej ludzie żyjący przez lata w cieniu kompleksów, lęków i smutków zyskują szansę, by wreszcie wypowiedzieć swe problemy na głos. Brzmi to wszystko niepokojąco poważnie? Na szczęście nie ma się czego bać. Koterski udowadnia, że wciąż doskonale operuje groteską, a jego ekranowa sesja psychoanalityczna przypomina efekt współpracy Dr House'a z Witoldem Gombrowiczem…” – fragment recenzji Piotra Czerkawskiego (filmweb.pl)

To tylko fragment ciekawej recenzji pana Piotra Czerkawskiego. Dla mnie najistotniejszy i boli mnie to, że do głównych bohaterów śmiało mógłbym dołączyć i dołączyłem na moment oglądając ten film. Pochodzę ze świata, z którego chciałem uciec i może częściowo mi się to udało? Nie chodzi tylko o zapomnienie, wyrzucenie czegoś z pamięci, lecz o stworzenie nowego świata dla siebie. W którym nie znalazłby się to, czego się nie chce w nim posiadać. Hermetycznej rzeczywistości, w której spędziłoby się całe życie, stworzyć się nie da. Ale małą krainę, którą jest na przykład rodzina, w której człowiek się zasiedzi i rządząc po swojemu ustanawia własne prawa - jak najbardziej. To się może udać.

Siedem Uczuć – to była moja podróż do przeszłości, której nie chciałem. Nie chciałem wracać do świata pełnego walki o każdy kawałek ziemi. Dosłownie o wszystko. Świata bez miłości i zrozumienia. Pełnego przerażającej samotności. Świata, w którym za najdrobniejsze przewinienia człowiek jest bity, a za większe jeszcze mocniej okładany. Świata, w którym za żadne mniejsze lub większe osiągnięcia, nigdy nie usłyszysz nawet jednego słowa uznania. Świata, w którym najbliższe osoby latami, wmawiają ci, że jesteś bezwartościowy i myślą, że robią to dla twojego dobra.

Nie będę się rozpisywał i rozwijał tematu, bo za dużo bym sobie przypomniał, a tego nie chcę, bo uważam, że nie warto rozdrapywać starych ran. Ale po latach tworzenia własnego świata, który nie jest idealny, najbardziej cieszy mnie to, że uniknąłem przymusu powtarzania, co mało komu się udaje. Bo wielu ludzi ucieka od tego, co im szkodzi. Od toksycznych relacji, w których żyli latami. Ale są nimi tak bardzo mocno przesiąknięci, że w nowym, stworzonym przez siebie środowisku, powtarzają chore schematy, nie zdając sobie z tego sprawy.
...
Jeśli chodzi o film - polecam. Gra aktorska, montaż, fabuła, przekaz  - to wszystko zrobione jest po mistrzowsku. Dla mnie przypomnienie własnego dzieciństwa było przykrym doświadczeniem, bo obraz perfekcyjnie odświeżał stare dzieje, przez które nie tylko ja przebrnąłem.
OLDBOY65

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja nieuchronna przeprowadzka nastąpiła.

Kiedyś musiałem zabrać za to! Spakować swój majdan i przenieść się gdzie indziej. Miejsce na serwerze oraz domenę, już dawno miałem wyku...