Moje kulinarne wędrówki – zupa dyniowa.



W swoich kulinarnych wędrówkach, nareszcie dotarłem  do zupy dyniowej! Może dlatego tak późno, gdyż mój kucharski światek, istniejący od kilkudziesięciu lat, jest bardzo ograniczony. Nie z tego powodu, że nie lubię niektórych warzyw lub innych składników powszechnie dostępnych na naszym rynku i w związku z tym ciągle ich unikałem. Ale dlatego, że moja Żona znakomicie gotuje i z własnego wygodnictwa, ograniczyłem się do prostych potraw oraz zup, bez których dla mnie obiad się nie liczy. Obiad bez zupy, jest podobnie mizerny w swej wymowie, jak seks bez gry wstępnej! Można się zapchać kartoflami, ryżem, czy makaronem z sosem lub bez niego. Zjeść kawał smażonego mięsa i michę surówki, lecz to nie jest to samo, co porządny obiad z zupą. Bo zupa nadaje klimat, jakim powinien szczycić się główny posiłek, jadany każdego dnia. Ona dodaje posiłkowi magicznego smaku oraz pikanterii, tworząc uroczysty nastrój, bez względu na to, czy  obiad, spożywany jest w podrzędnym barze, wykwintnej restauracji, czy w domu. Nie ma też większego znaczenia, czy jemy go w środku tygodnia, w weekend, lub święta. Czy spożywamy go podczas uroczystości, czy jest zwykłym banalnym posiłkiem dnia powszedniego. Bowiem jedzenie zupy będącej częścią obiadu, daje nam więcej czasu, na przebywanie wśród osób z którymi chcemy przebywać. A jeśli spożywamy go w samotności, mamy znacznie dłuższą chwilę, na zastanowienie się nad własnym życiem lub nad tym, co jeszcze może się nam przydarzyć. Mam na myśli realizowanie własnych planów, bowiem życie jest 1000 razy bardziej nie przewidywalne od efektów, jakie mogą nas dosięgnąć, gdy zjemy michę kiszonej kapusty, popijając ją obficie mlekiem.

Natomiast obiad bez zupy, jest jak seks w bramie. Na sto procent! Co prawda nie mam w tym doświadczenia, ale intuicja podpowiada mi, że owe erotyczne zmagania, charakteryzują się głównie szybkością oraz bylejakością. Zapewne dojdzie jeszcze dreszczyk emocji, związany z tym, że przypadkowy lokator, zamieszkujący budynek, w którym ktoś będzie chciał czym prędzej zaspokoić swoją chuć, wyjdzie ze śmieciami w celu opróżnienia kubła i miłośnik szybkiego seksu, będzie musiał się jeszcze szybciej uwijać. Tak na wszelki wypadek, by nie usłyszeć tego, czego nie chciałby od kompletnie zaskoczonego lokatora usłyszeć.
Dlatego, jeśli ktoś stawia na bylejakość. Śmiało może nadal bzykać w bramie lub raczyć się obiadem bez zupy i nałożyć sobie michę ziemniaków, polać sosem, wrzucić na to smażone udo kurczaka, lub kotleta schabowego i też się tym naje.
Ja jednak nie o dymaniu w bramie miałem pisać, ale napisało się i niech tak zostanie, lecz o zupie przez Anglików nazywaną pumpkin soup, a przez nas zupą dyniową.

Skład jest prosty: dynia, ziemniaki, marchewka, pietruszka, seler, cebula, czosnek oraz 1-2 pomidory. Nie podaję proporcji, gdyż to kwestia indywidualna. W każdym razie składnika, który znajduje się w nazwie potrawy, powinno być najwięcej. Do tego dojdzie śmietana i  łyżka lub dwie łyżki masła, przyprawy (sól, pieprz i vegeta bez glutaminianu sodu) Według przepisu na którym się wzorowałem, powinna być jeszcze łyżeczka kurkumy oraz startego imbiru. Przeważnie przesadzam z tym doprawianiem i dałem spokój z imbirem, gdyż perspektywa wpierniczania w samotności kilku litrów zupy, wydała mi się mało atrakcyjna. Ponad to, chciałem uzyskać inny, bardziej delikatny, nieco słodkawy smak zupy, stąd duża ilość marchwi w garnku się znalazła.

A teraz po kolei. Do gara wrzucamy masełko, podgrzewamy i podsmażamy na nim pokrojoną cebulę oraz 1-2 ząbki czosnku. Dorzucamy pokrojoną w kostkę dynię oraz pozostałe warzywa. Pomidory powinny być zalane wrzątkiem i obrane ze skórki, ale te jesienne, hodowane w szklarniach są bez smaku i szkoda na nie kasy oraz zdrowia. Dlatego następnym razem dodam 1-2 łyżki przecieru. Na 8 talerzy zupy dałem ok. 2kg dyni (jedną małą sztukę), kilka sztuk ziemniaków oraz marchwi, do tego dwie pietruszki, dwa pomidory i kawałek selera.
Następnie zalałem to wywarem z indyczej szyi, który zrobiłem oddzielnie. Po około 15 minutach gotowania, zupę zmiksowałem, gdy nieco ostygła. Do każdego talerza można dodać łyżkę śmietany, groszek ptysiowy oraz posypać nacią siekanej pietruszki. Ja do swojego talerza dodałem kilka kropli Red Hot Chilli’n Lime, bo ostrości imbiru mi nieco brakowało.
OLDBOY65

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja nieuchronna przeprowadzka nastąpiła.

Kiedyś musiałem zabrać za to! Spakować swój majdan i przenieść się gdzie indziej. Miejsce na serwerze oraz domenę, już dawno miałem wyku...