Kiedy w świątecznym prezencie otrzymałem Trylogię Wojtka
Drewniaka byłem zachwycony, chociaż wcześniej obejrzałem niemal wszystkie odcinki
Historii Bez Cenzury na YT. Ale książki
to, co innego. Zwłaszcza, że autor wspominał o tym, że tematy ujęte w
papierowym wydaniu HBC są, co prawda takie same jak na kanale YT, lecz bardziej
obszernie ujęte.
Wałbrzyski Don Kichot w walce z malkontentami!
Czas przemija, czy tego chcemy
czy nie. On będzie robił to niestrudzenie nadal i nie ma sensu się temu
sprzeciwiać. Bo dzieci się rodzą, starzy umierają, taka jest kolej rzeczy. A
botoks lub inne metody oszukiwania siebie, to strata pieniędzy, które można
wydać na dobre kino lub teatr, zaglądając tam wiele razy, zamiast ślęczeć popołudniami
w gabinecie medycyny estetycznej. Albo wydać ocalony hajc, na wypasiony urlop w
górach, bądź nad morzem, z rodziną. I cieszyć się z tego, że chociaż odrobinę,
umykającego czasu, spędziliśmy na radosnych chwilach.
Czy może nas zachwycić to, co dawniej wzbudzało niechęć?
Po raz pierwszy odkąd stąpam po ziemi, łaskawym okiem
spojrzałem na garnitury. Moja Małżonka byłaby zachwycona tą odmianą, bo dotąd
żywiłem niechęć do tego odzienia. Nie dlatego, że uważałem garnitur za zło
konieczne, lub dlatego że głupio w garniturze wyglądam, ale w moim przypadku,
nie widziałem praktycznego zastosowania, tego na ogół wizytowego ubioru. Praca,
dom, praca, dom itd., a w tak zwanym międzyczasie coś jeszcze. Może, gdybym
pracował w biurze, albo w charakterze ubezpieczyciela, czy agenta nieruchomości
lub ruchomości, przydałoby się takie wdzianko, lecz tam gdzie pracuję,
wyglądałbym co najmniej jak gość z innej planety. Stąd też moja niechęć, do
czegoś dla mnie, nieomal bezużytecznego.
Zwykłe życiowe schematy.
Życiowe schematy, czyli to co rządzi naszymi poczynaniami,
nie są zbyt skomplikowane. Może z pozoru tak się nam wydawać, gdy dorastamy i z
każdym dniem, coraz bardziej się usamodzielniamy, aż któregoś dnia staniemy się
panami własnego losu. Mam na myśli pewną część schematów zachowań, mechanikę
naszych poczynań, polegającą na wykonywaniu określonych czynności wiele razy,
aby w końcu ją sobie przyswoić. Na przykład jeśli chcemy zostać fachowcem zajmującym
się kładzeniem glazury, musimy wiele metrów powierzchni płytkami wyłożyć, zanim
dojdziemy do wprawy. Jeśli naszym pragnieniem jest zostanie specjalistą w
dziedzinie historii Średniowiecza, wówczas, wiele godzin spędzimy nad księgami
lub przed komputerem w poszukiwaniu i przyswajaniu informacji dotyczących tego
okresu. Jeśli zaś będziemy chcieli coraz szybciej biegać, to również musimy wiele
kilometrów przebiec, zużyć wiele par butów i mnóstwo potu wylać, zanim
osiągniemy zadowalające nas wyniki. Takimi schematami są też, te dotyczące
naszych uczuć i relacji z innymi. Najpopularniejsze z nich to: odpłacanie
dobrem za dobro, a złem za zło. Ale one nie są, w stosunku do innych bardziej
skomplikowane. Bowiem jeśli chcemy szybciej biegać, nie wystarczy codziennie,
klepać po 20km, tylko należy robić to mądrze. Uzupełniając nasz trening, w
jednostki rytmów, interwałów, treningów długodystansowych, czy zwykłych biegów
spokojnych, rozciąganie itd. Tak samo jest ze złem.
Pożegnanie z Czarną Owcą :(
Czarna Owca to mój pomysł na blog lifestylowy, lecz doszedłem
do wniosku, że byłby on za bardzo pesymistycznie nastawiony do życia, a życie już
samo w sobie jest dla wielu z nas wyjątkowo podłe, by dodatkowo umartwiać się,
czytając wyłącznie negatywne treści. Dlatego, przygodę z Czarną Owcą skończyłem
na fanpage, nie zdążywszy założyć bloga. Amen.
2019 - Czy będzie to rok dobrych myśli???
Czy w następnym roku, coś się w
moim życiu zmieni? Takie pytanie nurtuje mnie od kilku tygodni. Może zmieni się
na lepsze, a może na gorsze? Oby nie! Nie cierpię zmian. Zwłaszcza tych nie
zaplanowanych. Ale uważam, że bez względu na to, czy chcielibyśmy coś w naszym
życiu zmieniać, czy też nie, warto mieć plany na kolejny rok kalendarzowy.
Rodzinne, zawodowe i sportowe, o ile ktoś amatorsko uprawia sport. Mogą to być
również plany artystyczne. Udziały w wernisażach malarskich lub fotograficznych
itp. Jako znawca lub zwykły miłośnik sztuki. A może jako artysta? Też całkiem
niezła perspektywa twórczej samorealizacji i wydaje mi się, że najciekawsza.
Może to być plan rozwoju, którejkolwiek z naszych pasji. O ile ją mamy.
Jeśli nie możesz robić tego, co chcesz…
"Jeśli nie możesz robić tego, co chcesz, ciesz się tym, że
możesz robić to, co robisz."
Taka myśl mnie naszła, gdy dzielnie maszerowałem, pokonując setny kilometr marszu w tym miesiącu, zamiast biegać i to znacznie więcej.
W ten sposób postanowiłem podejść do swoich aktualnych możliwości, gdy wylądowałem na długotrwałym zwolnieniu lekarskim, a moje sportowe plany legły w gruzach! Przecież nie będę się mazał. Nie takie przypadłości dopadają ludzi. Wiem, że to marne pocieszenie myśleć o tym, że ktoś inny ma gorzej. Co wówczas dla nas może oznaczać, że nie jest tak źle, ponieważ mamy nieco lepiej.
W ten sposób postanowiłem podejść do swoich aktualnych możliwości, gdy wylądowałem na długotrwałym zwolnieniu lekarskim, a moje sportowe plany legły w gruzach! Przecież nie będę się mazał. Nie takie przypadłości dopadają ludzi. Wiem, że to marne pocieszenie myśleć o tym, że ktoś inny ma gorzej. Co wówczas dla nas może oznaczać, że nie jest tak źle, ponieważ mamy nieco lepiej.
Ale tak naprawdę,
każdy patrzy na siebie. Chociaż są ludzie wciskający innym to, że cały świat, stoi u nich
na pierwszym miejscu – rodzina, przyjaciele, znajomi i wszyscy pozostali, a to,
czego sami pragną, znajduje się u nich na szarym końcu.
Moje kulinarne wędrówki – zupa dyniowa.
W swoich kulinarnych wędrówkach, nareszcie dotarłem do zupy dyniowej! Może dlatego tak późno, gdyż
mój kucharski światek, istniejący od kilkudziesięciu lat, jest bardzo
ograniczony. Nie z tego powodu, że nie lubię niektórych warzyw lub innych
składników powszechnie dostępnych na naszym rynku i w związku z tym ciągle ich
unikałem. Ale dlatego, że moja Żona znakomicie gotuje i z własnego wygodnictwa,
ograniczyłem się do prostych potraw oraz zup, bez których dla mnie obiad się
nie liczy. Obiad bez zupy, jest podobnie mizerny w swej wymowie, jak seks bez
gry wstępnej! Można się zapchać kartoflami, ryżem, czy makaronem z sosem lub
bez niego. Zjeść kawał smażonego mięsa i michę surówki, lecz to nie jest to
samo, co porządny obiad z zupą. Bo zupa nadaje klimat, jakim powinien szczycić
się główny posiłek, jadany każdego dnia. Ona dodaje posiłkowi magicznego smaku
oraz pikanterii, tworząc uroczysty nastrój, bez względu na to, czy obiad, spożywany jest w podrzędnym barze,
wykwintnej restauracji, czy w domu. Nie ma też większego znaczenia, czy jemy go
w środku tygodnia, w weekend, lub święta. Czy spożywamy go podczas
uroczystości, czy jest zwykłym banalnym posiłkiem dnia powszedniego. Bowiem jedzenie
zupy będącej częścią obiadu, daje nam więcej czasu, na przebywanie wśród osób z
którymi chcemy przebywać. A jeśli spożywamy go w samotności, mamy znacznie
dłuższą chwilę, na zastanowienie się nad własnym życiem lub nad tym, co jeszcze
może się nam przydarzyć. Mam na myśli realizowanie własnych planów, bowiem
życie jest 1000 razy bardziej nie przewidywalne od efektów, jakie mogą nas
dosięgnąć, gdy zjemy michę kiszonej kapusty, popijając ją obficie mlekiem.
Wojenne błędy, czy zwykła głupota?
Fatalne decyzje w II Wojnie Światowej / Hans – Dieter Otto.
Taka książka wpadła mi w łapy, a właściwie pożyczyłem ją od sąsiada. A w niej
zawartych jest czterdzieści wojennych epizodów, mających większy lub mniejszy
wpływ na przebieg wojny. Autor skupia się na błędnych decyzjach podejmowanych
przez dowództwa armii walczących na wszystkich frontach drugiej wojny. Po
przeczytaniu kilku rozdziałów zacząłem odnosić niemiłe wrażenie, że wojskowe
talenty Adolfa Hitlera są przez autora wychwalane. Może nieco przewrażliwiony
na tym tle jestem, ponieważ nie widzę niczego godnego pochwały w stosunku do
osoby dowodzącej armią, która wygrywa kilka bitew, ale przegrywa wojnę. Czy
takie dowodzenie można nazwać talentem? Raczej antytalentem! To samo dotyczy
Napoleona. Co z tego, że wygrał tu i ówdzie, większą lub mniejszą bitwę, jeśli
ostatecznie dostał łomot i zesłano go na bezludną wyspę, aby w spokoju oswoił się
z tym, że dostał sromotne lanie i już się nie liczy. Ale są ludzie, dla których
taki człowiek jest idolem. To mniej więcej tak samo, jakby wielbiono boksera za
to, że był dobry w trzeciej, piątej, czy dziesiątej rundzie. I jako fachowiec
od lania po pysku pokazał, że potrafi walczyć, ale ostatecznie ląduje ryjem na
deskach, gdyż nie uważał i zlekceważył przeciwnika, ponieważ był zadufany w
sobie, bezczelny oraz arogancki. Ostatecznie nie przegrał dlatego, że był
gorszy, tylko dlatego, że nie szanował przeciwnika.
Mój Terminal!
Wygląda na to, że zasiedzę się na lotnisku, co najmniej tak
długo jak Tom Hanks w filmie Stevena Spielberga pod tytułem „Terminal” (2004r.)
Ale Viktor Navorski (Tom Hanks) miał pecha, ponieważ przybył do USA z kraju
położonym w Europie Wschodniej, w którym dokonano zamachu stanu. Amerykańskie
władze nie uznały paszportu Viktora, zmuszając go tym samym do przymusowego koczowania
na lotnisku. Nie pamiętam ile czasu zeszło bohaterowi na lotniskowym pobycie i
nie wiem, ile ja się w swoim airporcie zatrzymam.
Coraz bardziej martwi mnie to, że dinozaury wymierają...
Coraz bardziej martwi mnie to, że dinozaury wymierają, ale
nie dlatego, że kocham te stworzenia, lecz dlatego, że od jakiegoś czasu sam
należę do tego gatunku. Chociaż resztkami sił staram się udawać, że tak nie
jest, ale organizmu nie oszukasz. Jeśli weszło się w epokę prehistorycznych
gadów, to należy się dostosować, wygodnie umościć - zaakceptować klimat i znaleźć bezpieczne
miejsce w prastarych paprociach. Najważniejsze, by nie pierdolnął gdzieś w
pobliżu jakiś meteoryt, czy coś podobnego, co przypałęta się z Kosmosu, by
ponownie zrównać wszystko z ziemią. To jest zupełnie nie potrzebne, bo my ludzie
sami się unicestwiamy i nie potrzebujemy do tego boskiej pomocy, w postaci rozgrzanych
do czerwoności meteorów, ani innego kosmicznego badziewia. Nasza głupota w
zupełności wystarczy, gdyż pomysłowość ludzka w niszczeniu świata nie ma granic!
Czy La Traviata też może być sensem życia?
Do tego, aby nadać sens życia swojej ziemskiej egzystencji,
albo wyrwać się z niechęci, a nawet z obrzydzenia do niego, by ponownie nabrać
ochoty do dalszej bytności na Ziemi, jest wiele sposobów. Jedne są bardziej
spektakularne, jak na przykład próba zbawienia świata, lub przekonanie
wszystkich ludzi o słuszności własnych poglądów politycznych, albo usiłowanie
wynalezienia lekarstwa na raka, a inne sposoby są mniej spektakularne. Na
przykład aspiracje zawodowe, skłaniające nas do walki o awans na najważniejszą
osobę w jednym z wiodących koncernów samochodowych,
lub chęć zostania dealerem, szczycącym się największą sprzedażą lodówek
najnowszej generacji we Wszechświecie! Mogą to być bardziej osobiste
zamierzenia, jak starania o solidne wykształcenie własnych dzieci, które będą
na życiowej drodze, dochodziły do tego, do czego nam się nigdy nie udało
dotrzeć. Ale możemy postawić przed sobą bardziej przyziemne cele, dla których też
warto żyć. Cele wręcz banalne, w porównaniu z próbą zbawienia świata. Na
przykład możemy stać się szczęśliwym posiadaczem biletu na Traviatę, do Opery
Bałtyckiej w Gdańsku, z co najmniej ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem i taki bilet
od wczoraj posiadam. Fundatorka tego kulturalnego zbytku nie jest anonimowa,
lecz znana mi od 30 lat. Dlatego teraz moim najważniejszym zadaniem, na
najbliższe osiem miesięcy jest przeżyć i mam nadzieję, że nikt nie będzie mi
tego utrudniał.
Single malt czy blended, oto jest pytanie?
Takim dylematem podczas pobytu w szpitalu, może
zaprzątać sobie głowę, tylko taki człowiek jak ja. Zamiast chodzić po
szpitalnym korytarzu, użalając się nad sobą, albo leżeć w łóżku, obgryzając
paznokcie, z niepokojem zastanawiając się nad tym, co pokażą wyniki – rozmyśla
o whisky, bo whiskey nie wchodzi w grę. Być może to specyficzna odmiana
alkoholizmu, dotąd nie zbadana nawet przez wybitnych światowych naukowców, albo
nieodkryta choroba. Być może nieznany wirus, czy coś takiego. Przejawiający się
poprzez rozmyślanie o czymś, co nie ma dla nas najmniejszego znaczenia, zamiast
myślenia o tym, co jest dla nas istotne. Możliwe, że jest to psychiczna forma
obrony organizmu przed stresem. Sam nie wiem. Coś w tym jednak jest.
Czas na warzywną metamorfozę - 2000 lat po śmierci Owidiusza.
„Wszak Wiek, co Złotego odziedziczył
miano,
W którym zioła jedynie i owoce znane,
Był szczęśliwym, a jednak nie znał
krwi obrzydłej.
Wtedy ptak bezpiecznymi ulatywał
skrzydły,
Wszystko żyło w pokoju, nie bojąc się
zdrady.
Ale gdy wynalazca ohydnej biesiady
Zgodny, w szczęśliwym świecie,
zepsuwszy porządek,
Mięsne spuścił potrawy w żarłoczny
żołądek,
Zbrodniom otworzył wrota…”
...
Owidiusz „Metamarfozy” (fragment)
Czy zastanawiacie się nad upływającym czasem?
Od dziecka fascynowało mnie przemijanie, najbardziej widoczne
jesienią, gdy świat powoli szarzeje i powszednieje. Ale najpierw staje się
różnobarwny, zastępując nieco przemęczony krajobraz późnego lata, przeróżnymi odcieniami
żółci, rudości, czerwieni, przyblakłej zieleni, brązów i innych pokrewnych
kolorów. Robi się bajecznie kolorowo, a owoce jesieni zdobiące drzewa, w coraz
większych ilościach zaścielają leśne drogi lub parkowe ścieżki. Kasztany z
których w dzieciństwie robiłem figurki koni oraz ludzi, stają się towarem
wielce pożądanym. Żołędzie nie tylko ja zbierałem do ozdoby, a teraz coraz
mniej ludzi to robi. Owoce buczyny nadal lubię zajadać. Dawniej wielu ludzi
skubało pestki buczyny, z których wytłaczano nawet olej. Nie wiem, czy dzieje
się tak również dzisiaj, bo ludzkość rozwijając się, coraz częściej idzie na
łatwiznę, pomijając to, co wartościowe, lecz wymagające większego nakładu
pracy. Po co się męczyć, mozolnie tłocząc olej z orzeszków buczyny, jak można
obsiać tysiące hektarów rzepakiem i będzie szybciej, łatwiej, taniej oraz wydajniej.
Bohemian Rapsody - ciekawy obraz o niezwykłych ludziach.
Po raz pierwszy byłem tak bardzo wzruszony oglądając filmowy
obraz. Pewnie dlatego, że moja młodość latami przewijała się razem z tą muzyką.
Jestem miłośnikiem ciężkiego rocka: Black Sabbath, Deep Purple, Metallica, Iron
Maiden, Slayer, Led Zeppelin, AC / DC itd., to moje klimaty z lat młodości,
brzmiące nadal w głowie. Mógłbym bez problemu wymienić jeszcze, co najmniej
dwadzieścia zespołów, grających nie tylko mocnego rocka, które bardzo cenię. Ale
QUEEN to kapela tworząca muzykę ponad podziałami. U nich nie było ograniczeń,
według których można by było zaszufladkować ich do muzyki rockowej, popu, czy
reggae itp. Oni po prostu tworzyli to, co podpowiadało im serce i każdy z tych
chłopaków dorzucił coś od siebie do twórczości zespołu.
W kwestii polskości nie mam wątpliwości.
Jeszcze kilkanaście lat temu, widząc to, co posiadają zachodnie
narody, miałem kompleksy, bo oni mieli wszystko, a my Polacy klepaliśmy biedę.
Nie dlatego, że byliśmy nieudolni i nie potrafiliśmy dojść do dobrobytu ciężką
pracą, lecz dlatego, że w 1945 roku zastaliśmy przez naszych zachodnich
„Przyjaciół” sprzedani. Kilka lat wcześniej w 1939r. też nas zdradzili, nie dotrzymując
umów, pozostawili na pastwę niemieckiej bestii, a po wojnie oddali pod władanie
Rosjan, którzy stworzyli u siebie system równie okrutny i bezmyślny jak
niemiecki faszyzm. W którym i my od 1945r. musieliśmy żyć przez kilkadziesiąt
lat, snując się na końcu coraz bardziej rozwijającej się Europy i znaczniej
części świata.
Odwieczny dylemat - zostać u siebie, czy ruszyć w nieznane?
Nie powinniśmy zastanawiać nad tym, dokąd prowadzi droga,
którą mamy przed sobą, jeśli nie chcemy wyruszyć w poszukiwaniu czegoś innego.
Porzucając to, co jest nam znane, na rzecz wielkiej niewiadomej. Nie warto
nieustannie myśleć o tym, czy na końcu drogi, jest coś
ciekawego, czy wręcz przeciwnie - niegodnego uwagi. Czy czeka na nas coś złego,
a może dobrego? Co może nas tam spotkać? Przygoda życia? Miłość? Śmierć? Efektowna
kariera, czy życiowa porażka? Gdzie ta droga ma swój koniec? Dziesięć
kilometrów dalej? Sto? A może jest drogą bez końca?
Coca Cola, hamburgery i halloween.
Kilka dni temu miałem zamiar rozpisywać się na temat Halloween (lecz postanowiłem się ograniczyć)
i skrytykować rodaków dobrowolnie wprowadzających obcą kulturowo tradycję na
nasz rynek. Ogłupiających siebie oraz swoje dzieci, amerykańskimi i nie tylko,
nastawionymi na wyciągnięcie kolejnych pieniędzy od ludzi - pseudo świętami.
Nie wnoszącymi niczego twórczego, ani wartościowego do naszych domów. Natomiast
wypominać, że to pogańska tradycja nie wypadało, gdyż nie jestem bogobojnym Katolikiem.
Śmigającym grzecznie w niedziele i święta do kościoła. Człowiekiem nie
grzeszącym, robiącym tylko dobre uczynki, również nie jestem. Bez problemu znalazłbym
w swoim otoczeniu ludzi chodzących do kościoła, lecz ze wskazaniem kilku osób,
wykonujących trudniejszą część katolickich obowiązków, jaką powinna być na
przykład miłość bliźniego - miałbym ogromny problem.
Słodziutki - ponura biografia cukru.
Nigdy bym nie pomyślał, że biografia cukru, w swoim przekazie
będzie ponurą oraz okrutną relacją dotyczącą pewnej dziedziny w historii
ludzkości i stanie się dla mnie jedną z najwartościowszych książek, jakie
czytałem.
Zamieranie pradawnych lasów rozmowy.
Wczoraj byłem u dr Kaliego. Fachowca leczącego telefony, bo jedni
specjaliści leczą ludzi, inni psy, koty lub inne stworzenia, a On zajmuje się
uzdrawianiem elektronicznych komórek. Spędziłem tam sporo czasu – prawie dwie
godziny, bo z telefonem problem miałem nie mały. Ale dzięki temu, mogłem
zobaczyć, ile dzieje się na małym, zaledwie mikroskopijnym kawałku naszej
planety, ograniczonym ścianami lokalu, sufitem i podłogą.
Tradycyjna jesienna plucha.
Na zewnątrz panuje
tradycyjna jesienna plucha, a wewnątrz ogarniająca mnie depresja gangstera.
Może trochę mniejsza niż ta rozbójnicza, bo nikogo nie ukatrupiłem i nie mam
takiego zamiaru. Bowiem pokojowo nastawiony jestem do świata i ludzi, jak York
grzecznie ulizany, lub inny kundel, chociaż są co najmniej dwie osoby, którym
nawet dzisiaj chętnie ryja bym obił. Za stare sprawy, bo życiowy niedosyt
pozostaje, gdy człowiek nie zrobił kiedyś tego, lecz wie, że powinien. Ale nie ma co się roztkliwiać nad
starymi dziejami, skoro jutro nowe wyzwania czekają. Batalia o przetrwanie w
jesiennej słocie i błocie, pełnym kolorowych liści, igliwia i śmieci oraz
odcisków butów wszelakich, pozostawionych przez nieuważnych ludzi.
Moja chińska opowieść cz. 1
Chiny nie zaskoczyły mnie zbyt mocno,
ponieważ czytałem o tym kraju kilka razy, a przed chińską wyprawą, szukałem dodatkowych
informacji na temat współczesnych Chin. Ale zdumiało mnie coś w tym kraju, coś o czym warto powiedzieć,
lecz o tym będzie innym razem. Tymczasem głębokie przemiany gospodarcze, widoczne na
każdym kroku zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Tysiące nowych linii kolejowych,
pociągów pędzących ze średnią prędkością około 300km/h, dziesiątki nowych
drapaczy chmur oraz setki 30 piętrowych budynków, stawianych w każdym mieście,
przez które przejeżdżaliśmy. To może zaimponować człowiekowi ze średniej
wielkości kraju, mieszkającego w zaledwie 100.000 mieście. Żurawie budowlane
stały nieomal wszędzie, otoczone dziesiątkami nowych budynków. Patrząc na to
wszystko, największa w Polsce Warszawa wydała mi się niewielkim miasteczkiem,
gdyż w Chinach średniej wielkości miasto liczy około 10 milionów mieszkańców.
Siedem uczuć – mój powrót do przeszłości.
Zostałem
wciągnięty w zasadzkę idąc na ten film. Wiem, że nie celowo, tylko
nieświadomie. Jak to się mówi - stało się! Ktoś, kiedyś zrobił pułapkę na
dzikiego zwierza. Przez lata nigdy nic do niej nie wpadło. Zniechęcony bezowocnym
polowaniem myśliwy, przestał zaglądać w to miejsce, aż w końcu ja się w niej przypadkiem
znalazłem. Tak bym określił tą sytuację. Może gdybym wiedział, o czym jest
film, nie poszedłbym do kina? Nie znałem fabuły, gdyż recenzji polskich
produkcji, przed pójściem do kina, nie czytam od dawna, ponieważ wiele z nich
rozmija się z tym, co później widzę na ekranie. Teraz też tak było –
przynajmniej w jednym przypadku, bo jakiś pożal się Boże krytyk, czy recenzent
filmowy napisał o „7 uczuciach”, że film jest komedią! A wcale do śmiechu, nie
tylko mnie, nie było. Co nie znaczy, że nie znalazło się kilka scenek,
wzbudzających uśmiech na twarzy. Były, ale czy z tego powodu można określać
film komedią?
20 kropli Tabasco różnicy.
Spotykamy się od lat i nigdy wcześniej nie myślałem, że prywatne
spotkania z kolegami z pracy są możliwe, ponieważ powiedzenie, że; „w pracy nie
ma kumpli,” sprawdzało się niemal w stu procentach. Gdziekolwiek byłem
zatrudniony, to ze względu na powszechnie panującą, zupełnie przeze mnie nie
zrozumiałą – zawiść, nie wyobrażałem sobie prywatnych spotkań z ludźmi, z
którymi musiałem ciężko pracować. Dlatego to, że od czasu do czasu widuję się z
kolegami, uważam za ewenement, gdyż poza wspólnymi cechami jak na przykład mieszkanie w tym samym mieście, dzieli nas
niemal wszystko.
Każdy z nas ma inne podejście do kwestii pieniędzy, rodziny, aktywności fizycznej, seksu, sportu, miłości, a nawet żywienia i mógłbym tak wyliczać bez końca lecz pewnie nie znalazłbym nic, w czym bylibyśmy zgodni.
Każdy z nas ma inne podejście do kwestii pieniędzy, rodziny, aktywności fizycznej, seksu, sportu, miłości, a nawet żywienia i mógłbym tak wyliczać bez końca lecz pewnie nie znalazłbym nic, w czym bylibyśmy zgodni.
Czy ciemna bułka może być przejawem rasizmu?
Upiekłem brązowiutkie bułeczki razowe. Tak wyszło. Mąka
razowa Typ 2000, do tego mielone ziarno żyta i siemienia lnianego. Olej,
drożdże i woda. Całość po 30 minutach pieczenia wyglądała topornie -
zakalcowato. Dlatego dorzuciłem jeszcze 10 minut i z piekarnika wyszły czarne razowe
krążki, twarde jak krążki do hokeja. Niby nic niezwykłego, ciemne pieczywo, ale! Może
nie być to kwestią przypadku, tylko dowodem na to, że w głębi duszy jestem
rasistą i swoje niechęci do ras przeróżnych w pieczywie ukrywam. Takie naszło
mnie spostrzeżenie, po ujrzeniu efektu swojej pracy, a to dlatego, że od czasu do czasu docierają do mnie wypowiedzi polityków, wyciągających z wielu sytuacji paradoksalne wnioski, aby tylko opluć konkurencję z którą muszą
walczyć o polityczne wpływy lub przekonać niewydolnie myślącą część
społeczeństwa o swoich racjach.
Rumuńskie kiszonki...
Oto połączenie tradycji z nowoczesnością - pomyślałem, gdy
przy ścianie pensjonatu w rumuńskim Bran, zobaczyłem plastikowe pojemniki,
wewnątrz których znajdowały się warzywa w zalewie z ziołami. Były ogóreczki,
papryczka, marchewka, pietruszka i coś jeszcze z nieodłącznym do kiszenia czosnkiem
oraz koprem. Ależ bym spróbował! Albo nie, lepiej nie! Żadnych kulinarnych ekscesów.
Dzień przed biegiem, byłoby to zbyt ryzykowne. I mogłoby podczas ultramaratonu,
spowodować częste wizyty w górskich krzakach, potocznie zwanych kosodrzewiną,
sprowokowane problemami żołądkowymi, oraz wywołać nieoczekiwane spotkanie z
niedźwiedziem. Zaciekawionym tym, kto buszuje w krzakach na jego terenie. A w
Rumunii jest kilka tysięcy misiaczków! Na szczęście nie było w pobliżu właściciela
pojemników, bo mógłby poczęstować warzywami, widząc moje zainteresowanie, a ja
z wrodzonej pazerności obżarłbym się kiszonymi na ostro warzywami.
Pierwszy wieczorny spacerek w sezonie.
Wczoraj późnym wieczorem zrobiłem pierwszy poważny spacer od
kilku tygodni! Taki energiczny i rytmiczny. 5km pokonane w 00:52:53min/km Tempo
10:35min/km, a bluza nie przepocona. Może zdrówko powraca? Lekarz zalecił
spacerować i Żona nalegała na tą ekstrawagancję od której się wzbraniałem. Wieczorem
w domu Jej nie było i mogłem nie iść, mówiąc, że poszedłem. Obawiałem się
jednak, że kłamstwo wyjdzie na wierzch. Lekarza można oszukać wmawiając mu, że
się robi to, czego się nie robi, lecz Żony okłamać się nie da. Spojrzy w oczy i
wie, czy człowiek łże jak pies, czy nie.
Karaluchy wyszły z szafy.
Od początku ponad 20 letniej historii demokracji w naszym
kraju, brałem czynny udział w wyborach. Przygnębiało mnie to, że nie ma na
kogo głosować, zarówno w wyborach do samorządów terytorialnych, jak i do Sejmu
oraz Senatu i na najważniejsze stanowisko w Polsce. Chętni do ciepłych posadek,
wychodzili do wyborców, jak karaluchy ze starej szafy. Mamili obietnicami i znikali
na cztery lata, zaszywając się w przepastnych gabinetach, by za nasze pieniądze
pławić się w luksusach. Ten schemat powtarza się cyklicznie, co cztery lata.
Szafa, karaluchy, uwodzenie odwłokami, ciepły stołek, szafa…
Czy każdy z nas może zostać prosiaczkiem?
Oj nie każdy, nie każdy! Niestety są wśród nas pechowcy, którzy jedząc ponad stan, podczas usilnych prób przybrania na wadze, nie tyją. Mają
pecha nieboraki, nie mogąc dołączyć do tyjącej większości społeczeństwa! Zauważyłem,
że niektórzy szczupli ludzie zachowują się tak, jakby bardzo zależało im na
przytyciu i związaną z otyłością; cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym, bezdechem
sennym, niewydolnością serca, zwyrodnieniami kręgosłupa oraz stawów i sporą
ilością innych dolegliwości. Jeden z moich szczupłych kolegów nie je. On po
prostu żre tak, jakby miał darmowy wjazd bez limitów, do największej hurtowni
spożywczej w całej galaktyce! Patrząc czasem na niego, odnosiłem wrażenie, że
chce zaimponować innym tym, że może sobie bezkarnie pojeść i młóci wszystko, co
zgarnie ze sklepowych półek z żywnością. Ale jemu tylko się tak wydaje, że
będąc osobą szczupłą, może byle jak się odżywiać i jeść ile wlezie. Skutki złego sposobu
odżywiania dotykają wszystkich. Jednych bardziej, innych mniej, ale
konsekwencje poniesie każdy, bez wyjątku.
Fotograficzna wyprawa do Strzegomia.
Wczoraj pojechałem do Strzegomia na zawody biegowe,
podreperować skromne umiejętności fotograficzne, kolejnym wyjazdem w teren. Mam
spore zaległości, albo raczej brak umiejętności w tym zakresie, a nic tak nie
podnosi poziomu, jak doskonalenie tego co się robi. Nie jest moim celem zostać
wziętym fotografem National Geographic lub innej firmy, ale chciałbym wycisnąć z mojego
sprzętu to, co można z niego wycisnąć, a do tego potrzebne są większe umiejętności. Myślę, że należyte ogarnięcie skromnego sprzętu jaki posiadam, wystarczyłoby do
osiągnięcia zadowalającego mnie poziomu. Stąd pomysł na zdjęcia sportowe z
pierwszej edycji strzegomskiego półmaratonu, w którym miałem biec, lecz z powodu
przewlekłej choroby nie biegłem.
Cyfry nie kłamią!
Cyfry nie kłamią!
Za tydzień kolejne wybory. Tym razem do samorządów terytorialnych.
Będziemy wybierać 1547 wójtów, 823 burmistrzów, 106 prezydentów oraaaaazz!!!
Uwaga! 39.300 radnych! Grubo, czyż nie? Podobają się Wam te cyferki? Robią
wrażenie? Nasi sympatyczni sąsiedzi – Czesi, mają około 21.000 (2015r.)
zawodowych żołnierzy do obrony swojej pięknej ojczyzny. A u nas 40.000 ludzi, będzie rządzić średniej
wielkości krajem. Nie licząc tych najważniejszych, siedzących na
ogólnokrajowych stołkach i towarzyszącą im świtę którą trzeba wyżywić.
Mój poranny designe.
Mój poranny designe.
Zawsze staram się wyglądać poprawnie. Co oznacza, że chcę być
estetycznie ogarnięty od pierwszych minut po wstaniu z łóżka, bo nigdy nic nie wiadomo.
Takie durne przyzwyczajenia; kibel, mycie zębów – co według moich obserwacji, wśród
ludności jest czynnością zanikającą i reszta porannej toalety. W tym
golenie najnowszej generacji nożykiem, który po trzech razach
do niczego się nie nadaje.
Codziennie patrzę w lustro od niechcenia, ponieważ wiem co zobaczę lecz robię to z przyzwyczajenia i jak zwykle widzę posępną twarz. Zero uśmiechu i pozytywnych emocji na niej, a teraz nawet brak energii. Dlatego wolałbym mieć kamienne oblicze legendarnego Bustera Keatona, niż swoje własne posępne, lecz twarzy się nie wybiera i trzeba zadowolić się tym, co natura nam dała…
Codziennie patrzę w lustro od niechcenia, ponieważ wiem co zobaczę lecz robię to z przyzwyczajenia i jak zwykle widzę posępną twarz. Zero uśmiechu i pozytywnych emocji na niej, a teraz nawet brak energii. Dlatego wolałbym mieć kamienne oblicze legendarnego Bustera Keatona, niż swoje własne posępne, lecz twarzy się nie wybiera i trzeba zadowolić się tym, co natura nam dała…
Wczoraj, zamiast tradycyjnego ogarnięcia własnego oblicza i resztek ciała do niego przylegających. Przetrwałem w swym porannym niechlujstwie do godziny
dziewiątej trzydzieści. Bo w głowie był zarys posta, czy postu (jak zwał, tak
zwał) na bloga, a łeb mam niezbyt pojemy. Dlatego musiałem natychmiast przelać
myśli na elektroniczne stronice notesu i tak zeszło do 9:30
Gwałtowny dzwonek do drzwi oderwał mnie od namiętnego stukania w
klawisze. Oczekiwałem kuriera z przesyłką, więc czym prędzej ruszyłem otwierać.
Uchylam wrota swej twierdzy i moim oczom, ukazała się młoda, uśmiechnięta,
atrakcyjna, kurierka DPD z paczką pod pachą!
Widząc ją, poczułem się jak
ostatnia łajza, gdyż niezbyt atrakcyjny facet po 50-tce, nie nieogolony, z nocnym
potem pod pachami, w pogniecionej piżamce - wygląda jak łajza, bo inaczej określić tego się nie da. Dlatego wolałbym, żeby łomotali do mnie funkcjonariusze CBA, albo
innej instytucji robiącej niezapowiedziane wjazdy na bazę, niż ta zjawiskowa
dziewczyna!
No cóż. Stało się. Pewnie jej już więcej nie zobaczę, a tym bardziej nie poznam i nie będę musiał się głupio tłumaczyć, że na co dzień o wiele lepiej wyglądam, a ona po prostu miała życiowego pecha.
No cóż. Stało się. Pewnie jej już więcej nie zobaczę, a tym bardziej nie poznam i nie będę musiał się głupio tłumaczyć, że na co dzień o wiele lepiej wyglądam, a ona po prostu miała życiowego pecha.
Dbajcie więc o swój poranny wygląd i nie dajcie się zaskoczyć,
tak jak wczoraj ja!
OLDBOY65
Ach ta dzisiejsza młodzież!
Ach ta dzisiejsza młodzież!
Z pewnością spotkaliście się z utyskiwaniem dorosłych ludzi mówiących; ach ta dzisiejsza młodzież to lub tamto. Ja również jestem już w takim wieku, że jak najbardziej wypadałoby mi narzekać na dzisiejszą młodzież. Dlaczego by nie? Prawie każdy ma krytyczne uwagi do młodych, to i ja mógłbym je mieć. Ale może nie jestem aż tak stary, by na młodych narzekać?
Z pewnością spotkaliście się z utyskiwaniem dorosłych ludzi mówiących; ach ta dzisiejsza młodzież to lub tamto. Ja również jestem już w takim wieku, że jak najbardziej wypadałoby mi narzekać na dzisiejszą młodzież. Dlaczego by nie? Prawie każdy ma krytyczne uwagi do młodych, to i ja mógłbym je mieć. Ale może nie jestem aż tak stary, by na młodych narzekać?
Moja notoryczna nostalgia.
Na tarasie domu moich marzeń
Siedzę wygodnie
rozparty
W fotelu nieustannych
pragnień.
Odziany w szlafrok
wątpliwości,
Z głową opartą na
poduszce
Pełnej niecierpliwych
pytań
Mrocznych zagadek
I nietrafionych
odpowiedzi
Pijąc drinka pełnego rozterek
Z wypiekami na twarzy
czekam na to.
Co jeszcze da mi niestrudzone
życie.
...
Napisało się wczoraj przypadkiem, bo nieopatrznie zajrzałem do moich wierszy i zacząłem ponownie niektóre poprawiać, zamiast robić to co wcześniej planowałem. Tak już mam. Nigdy nie robię tego co konieczne, tylko to co serce mi podpowiada. Taka życiowa przypadłość. Nieuleczalna, notoryczna potrzeba robienia tego co do głowy wpadnie. I takie wierszydełko do łba wleciało mimochodem, więc dedykuję je tym ludziom, którzy nadal nie przestali marzyć, a mają na karku nawet lat sześćdziesiąt lub więcej. Bo marzenia często przy życiu trzymają, pozwalając zapomnieć o jego bezkresnym bezsensie. A czym by było życie bez marzeń? Nędzną zaledwie egzystencją. Jakimś mechanicznym wykonywaniem czynności przyziemnych. Jedzeniem, trawieniem oraz wydalaniem i niczym więcej...
OLDBOY65
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Moja nieuchronna przeprowadzka nastąpiła.
Kiedyś musiałem zabrać za to! Spakować swój majdan i przenieść się gdzie indziej. Miejsce na serwerze oraz domenę, już dawno miałem wyku...

-
Takim dylematem podczas pobytu w szpitalu, może zaprzątać sobie głowę, tylko taki człowiek jak ja. Zamiast chodzić po szpitalnym...
-
Podobno w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany. Przynajmniej tak twierdzą niektórzy ludzie. Czy ja wiem? Może tak, a może nie. W ka...
-
Wczoraj pojechałem do Strzegomia na zawody biegowe, podreperować skromne umiejętności fotograficzne, kolejnym wyjazdem w teren. Mam sp...
-
Po raz pierwszy byłem tak bardzo wzruszony oglądając filmowy obraz. Pewnie dlatego, że moja młodość latami przewijała się razem z tą m...
-
Ach ta dzisiejsza młodzież! Z pewnością spotkaliście się z utyskiwaniem dorosłych ludzi mówiących; ach ta dzisiejsza młodzież to lu...