Do tego, aby nadać sens życia swojej ziemskiej egzystencji,
albo wyrwać się z niechęci, a nawet z obrzydzenia do niego, by ponownie nabrać
ochoty do dalszej bytności na Ziemi, jest wiele sposobów. Jedne są bardziej
spektakularne, jak na przykład próba zbawienia świata, lub przekonanie
wszystkich ludzi o słuszności własnych poglądów politycznych, albo usiłowanie
wynalezienia lekarstwa na raka, a inne sposoby są mniej spektakularne. Na
przykład aspiracje zawodowe, skłaniające nas do walki o awans na najważniejszą
osobę w jednym z wiodących koncernów samochodowych,
lub chęć zostania dealerem, szczycącym się największą sprzedażą lodówek
najnowszej generacji we Wszechświecie! Mogą to być bardziej osobiste
zamierzenia, jak starania o solidne wykształcenie własnych dzieci, które będą
na życiowej drodze, dochodziły do tego, do czego nam się nigdy nie udało
dotrzeć. Ale możemy postawić przed sobą bardziej przyziemne cele, dla których też
warto żyć. Cele wręcz banalne, w porównaniu z próbą zbawienia świata. Na
przykład możemy stać się szczęśliwym posiadaczem biletu na Traviatę, do Opery
Bałtyckiej w Gdańsku, z co najmniej ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem i taki bilet
od wczoraj posiadam. Fundatorka tego kulturalnego zbytku nie jest anonimowa,
lecz znana mi od 30 lat. Dlatego teraz moim najważniejszym zadaniem, na
najbliższe osiem miesięcy jest przeżyć i mam nadzieję, że nikt nie będzie mi
tego utrudniał.
Single malt czy blended, oto jest pytanie?
Takim dylematem podczas pobytu w szpitalu, może
zaprzątać sobie głowę, tylko taki człowiek jak ja. Zamiast chodzić po
szpitalnym korytarzu, użalając się nad sobą, albo leżeć w łóżku, obgryzając
paznokcie, z niepokojem zastanawiając się nad tym, co pokażą wyniki – rozmyśla
o whisky, bo whiskey nie wchodzi w grę. Być może to specyficzna odmiana
alkoholizmu, dotąd nie zbadana nawet przez wybitnych światowych naukowców, albo
nieodkryta choroba. Być może nieznany wirus, czy coś takiego. Przejawiający się
poprzez rozmyślanie o czymś, co nie ma dla nas najmniejszego znaczenia, zamiast
myślenia o tym, co jest dla nas istotne. Możliwe, że jest to psychiczna forma
obrony organizmu przed stresem. Sam nie wiem. Coś w tym jednak jest.
Czas na warzywną metamorfozę - 2000 lat po śmierci Owidiusza.
„Wszak Wiek, co Złotego odziedziczył
miano,
W którym zioła jedynie i owoce znane,
Był szczęśliwym, a jednak nie znał
krwi obrzydłej.
Wtedy ptak bezpiecznymi ulatywał
skrzydły,
Wszystko żyło w pokoju, nie bojąc się
zdrady.
Ale gdy wynalazca ohydnej biesiady
Zgodny, w szczęśliwym świecie,
zepsuwszy porządek,
Mięsne spuścił potrawy w żarłoczny
żołądek,
Zbrodniom otworzył wrota…”
...
Owidiusz „Metamarfozy” (fragment)
Czy zastanawiacie się nad upływającym czasem?
Od dziecka fascynowało mnie przemijanie, najbardziej widoczne
jesienią, gdy świat powoli szarzeje i powszednieje. Ale najpierw staje się
różnobarwny, zastępując nieco przemęczony krajobraz późnego lata, przeróżnymi odcieniami
żółci, rudości, czerwieni, przyblakłej zieleni, brązów i innych pokrewnych
kolorów. Robi się bajecznie kolorowo, a owoce jesieni zdobiące drzewa, w coraz
większych ilościach zaścielają leśne drogi lub parkowe ścieżki. Kasztany z
których w dzieciństwie robiłem figurki koni oraz ludzi, stają się towarem
wielce pożądanym. Żołędzie nie tylko ja zbierałem do ozdoby, a teraz coraz
mniej ludzi to robi. Owoce buczyny nadal lubię zajadać. Dawniej wielu ludzi
skubało pestki buczyny, z których wytłaczano nawet olej. Nie wiem, czy dzieje
się tak również dzisiaj, bo ludzkość rozwijając się, coraz częściej idzie na
łatwiznę, pomijając to, co wartościowe, lecz wymagające większego nakładu
pracy. Po co się męczyć, mozolnie tłocząc olej z orzeszków buczyny, jak można
obsiać tysiące hektarów rzepakiem i będzie szybciej, łatwiej, taniej oraz wydajniej.
Bohemian Rapsody - ciekawy obraz o niezwykłych ludziach.
Po raz pierwszy byłem tak bardzo wzruszony oglądając filmowy
obraz. Pewnie dlatego, że moja młodość latami przewijała się razem z tą muzyką.
Jestem miłośnikiem ciężkiego rocka: Black Sabbath, Deep Purple, Metallica, Iron
Maiden, Slayer, Led Zeppelin, AC / DC itd., to moje klimaty z lat młodości,
brzmiące nadal w głowie. Mógłbym bez problemu wymienić jeszcze, co najmniej
dwadzieścia zespołów, grających nie tylko mocnego rocka, które bardzo cenię. Ale
QUEEN to kapela tworząca muzykę ponad podziałami. U nich nie było ograniczeń,
według których można by było zaszufladkować ich do muzyki rockowej, popu, czy
reggae itp. Oni po prostu tworzyli to, co podpowiadało im serce i każdy z tych
chłopaków dorzucił coś od siebie do twórczości zespołu.
W kwestii polskości nie mam wątpliwości.
Jeszcze kilkanaście lat temu, widząc to, co posiadają zachodnie
narody, miałem kompleksy, bo oni mieli wszystko, a my Polacy klepaliśmy biedę.
Nie dlatego, że byliśmy nieudolni i nie potrafiliśmy dojść do dobrobytu ciężką
pracą, lecz dlatego, że w 1945 roku zastaliśmy przez naszych zachodnich
„Przyjaciół” sprzedani. Kilka lat wcześniej w 1939r. też nas zdradzili, nie dotrzymując
umów, pozostawili na pastwę niemieckiej bestii, a po wojnie oddali pod władanie
Rosjan, którzy stworzyli u siebie system równie okrutny i bezmyślny jak
niemiecki faszyzm. W którym i my od 1945r. musieliśmy żyć przez kilkadziesiąt
lat, snując się na końcu coraz bardziej rozwijającej się Europy i znaczniej
części świata.
Odwieczny dylemat - zostać u siebie, czy ruszyć w nieznane?
Nie powinniśmy zastanawiać nad tym, dokąd prowadzi droga,
którą mamy przed sobą, jeśli nie chcemy wyruszyć w poszukiwaniu czegoś innego.
Porzucając to, co jest nam znane, na rzecz wielkiej niewiadomej. Nie warto
nieustannie myśleć o tym, czy na końcu drogi, jest coś
ciekawego, czy wręcz przeciwnie - niegodnego uwagi. Czy czeka na nas coś złego,
a może dobrego? Co może nas tam spotkać? Przygoda życia? Miłość? Śmierć? Efektowna
kariera, czy życiowa porażka? Gdzie ta droga ma swój koniec? Dziesięć
kilometrów dalej? Sto? A może jest drogą bez końca?
Coca Cola, hamburgery i halloween.
Kilka dni temu miałem zamiar rozpisywać się na temat Halloween (lecz postanowiłem się ograniczyć)
i skrytykować rodaków dobrowolnie wprowadzających obcą kulturowo tradycję na
nasz rynek. Ogłupiających siebie oraz swoje dzieci, amerykańskimi i nie tylko,
nastawionymi na wyciągnięcie kolejnych pieniędzy od ludzi - pseudo świętami.
Nie wnoszącymi niczego twórczego, ani wartościowego do naszych domów. Natomiast
wypominać, że to pogańska tradycja nie wypadało, gdyż nie jestem bogobojnym Katolikiem.
Śmigającym grzecznie w niedziele i święta do kościoła. Człowiekiem nie
grzeszącym, robiącym tylko dobre uczynki, również nie jestem. Bez problemu znalazłbym
w swoim otoczeniu ludzi chodzących do kościoła, lecz ze wskazaniem kilku osób,
wykonujących trudniejszą część katolickich obowiązków, jaką powinna być na
przykład miłość bliźniego - miałbym ogromny problem.
Słodziutki - ponura biografia cukru.
Nigdy bym nie pomyślał, że biografia cukru, w swoim przekazie
będzie ponurą oraz okrutną relacją dotyczącą pewnej dziedziny w historii
ludzkości i stanie się dla mnie jedną z najwartościowszych książek, jakie
czytałem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Moja nieuchronna przeprowadzka nastąpiła.
Kiedyś musiałem zabrać za to! Spakować swój majdan i przenieść się gdzie indziej. Miejsce na serwerze oraz domenę, już dawno miałem wyku...

-
Takim dylematem podczas pobytu w szpitalu, może zaprzątać sobie głowę, tylko taki człowiek jak ja. Zamiast chodzić po szpitalnym...
-
Podobno w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany. Przynajmniej tak twierdzą niektórzy ludzie. Czy ja wiem? Może tak, a może nie. W ka...
-
Wczoraj pojechałem do Strzegomia na zawody biegowe, podreperować skromne umiejętności fotograficzne, kolejnym wyjazdem w teren. Mam sp...
-
Po raz pierwszy byłem tak bardzo wzruszony oglądając filmowy obraz. Pewnie dlatego, że moja młodość latami przewijała się razem z tą m...
-
Ach ta dzisiejsza młodzież! Z pewnością spotkaliście się z utyskiwaniem dorosłych ludzi mówiących; ach ta dzisiejsza młodzież to lu...